Gruzja – Omalo #1 – Droga do Omalo
Omalo, położona w północno-wchodniej Gruzji, w Tuszetii, maleńka osada (a właściwie dwie), znajduje się na wysokości 1900 m n.p.m i przez większość roku jest odcięta od świata. Dostać można się tam wyłącznie drogą, która otwarta jest tylko od maja do października, i prowadzi przez położoną na wysokości 2936 m n.p.m. Przełęcz Abano. Droga uważana jest jest za jedną z najbardziej niebezpiecznych na świecie… i nie jest to przesadzona ocena. Jest ona doskonale znana bowiem pojawiała się w materiałach przygotowywanych przez BBC czy National Geographic. W zestawieniu serwisu carbibles.com znalazła się na 7 miejscu wśród najniebezpieczniejszych dróg na świecie.
Do przejechania tej trasy niezbędny jest samochód z napędem 4×4. W innym przypadku droga nie dość, że będzie najprawdopodobniej nie do pokonania (choć my widzieliśmy na niej Opla Astrę!), to jej trudność i zagrożenia wzrosną wielokrotnie.
Jeśli chodzi o samochód to mamy właściwie dwie podstawowe możliwości. Można wynająć kierowcę, który nas zawiezie do Omalo, a po umówionym czasie – wróci po nas. Można też wypożyczyć samochód i pojechać o własnych siłach… my skorzystaliśmy z tej drugiej opcji. Samochód wypożyczyliśmy u Martyny. Polecamy! Samochód był w bardzo dobrym stanie… a to podstawa na tej trasie.
Czemu wybraliśmy opcję przejazdu samodzielnie. To proste – chcieliśmy przeżyć przygodę, poczuć dreszcz emocji i udowodnić sobie, że jesteśmy w stanie pokonać jedną z najbardziej niebezpiecznych dróg świata. I nie żałujemy podjętej decyzji, choć przy powrocie droga pokazała nieco pazura. Nie uprzedzajmy jednak faktów…
Na drogę wiodącą na przełęcz Abano wjechaliśmy nieco po godzinie 13, zostawiając cywilizację za sobą w małej wiosce Pshaveli. Przed nami czekało około 70 km drogi i (według różnych internetowych źródeł) od 3 do nawet 7 godzin jazdy. Już sam ten czas robił wrażenie i dawał przedsmak tego co czekało na trasie. Google Maps pokazywało co prawda godzinę czterdzieści… ale co oni wiedzą o Tuszetii.
Przez pierwszych kilka kilometrów droga okazała się nadspodziewanie łatwa. Stosunkowo szeroka, niemal bez jakiejkolwiek ekspozycji, a na sporych odcinkach były nawet pozostałości asfaltu. Tutaj można było poruszać się sprawnie i szybko.
Sprawy przybrały nieco inny obrót w momencie kiedy dotarliśmy do znajdującej po naszej prawej stronie bazy maszyn budowlanych. To właśnie stąd wyruszają ekipy mające za zadanie utrzymać przejezdność drogi, ale także wziąć udział w akcjach ratunkowych. Od tego miejsca trasa stała się zdecydowanie węższa, zaczęła wspinać się w góry i w końcu pojawiła się duża ekspozycja. W pewnych momentach jechaliśmy mając tuż obok samochodu przepaść sięgającą na oko nawet kilkaset metrów.
Ku naszemu zdziwieniu po drodze mijaliśmy sporo aut jadących na dół. Na szczęście w wielu miejscach przygotowane są specjalne „wysepki”, gdzie można się wyminąć, a zazwyczaj z dość daleka widać, że ktoś jedzie z naprzeciwka, więc na mijankę można się odpowiednio wcześniej przygotować.
Na trasie, spotkaliśmy kilka kapliczek oznaczających miejsca, gdzie doszło do śmiertelnych wypadków. Zgodnie z miejscową tradycją często przy kapliczce znaleźć można butelką z czaczą, czyli lokalnym samogonem, którą można wznieść toast za ofiary tej drogi.
Posuwaliśmy ze średnią prędkością około 15 km/h i co godzinę zmienialiśmy się za kierownicą. To pozwalało zachować pełną koncentrację, a przy okazji dać możliwość podziwiania widoków, które najzwyczajniej w świecie wyrywały z butów! Warunki dopisywały, humory także więc jechało się nam nad wyraz dobrze.
Jednak kiedy zbliżaliśmy do Przełęczy Abano zaczęła psuć się pogoda, wjechaliśmy w chmury i widoczność spadła do kilkudziesięciu metrów. Na szczęście nie zaczął padać deszcz, więc przy zachowaniu ostrożności nadal posuwaliśmy w stałym tempie do przodu.
Za przełęczą i nieco poniżej niej chmury znów się rozwiały, wyszło piękne słońce, które towarzyszyło nam do samego celu, czyli Dolnego Omalo, gdzie czekał na nas wynajęty pokój.
Droga, wraz z postojami, zajęła nam niecałe 5 godzin, co uważamy za świetny wynik. Duże znaczenie miała dobra pogoda i świetny samochód, który nie zawiódł nawet przez chwilę. Najważniejsze jednak, że udało się przejechać te kilkadziesiąt kilometrów bezpiecznie… szczególnie, że w 2019 roku, przed naszym przejazdem, zginęło tam już 8 osób…
Droga powrotna nie wyglądała już jednak tak dobrze, a to za sprawą pogody. Chmury wisiały nisko, także na górnych odcinkach trasy widoczność ograniczona była do kilku metrów. Jechaliśmy bardzo powoli.
Dodatkowo w nocy padał spory deszcz więc potoki, przez które dzień wcześniej przejechaliśmy bez problemu teraz znacznie przybrały i wyglądały o wiele poważniej. Na domiar złego z chmur zaczęło lekko kropić więc zrobiło się ślisko… a podjazd od strony Omalo do Przełęczy Abano jest o wiele trudniejszy, głównie za sprawą stromych podjazdów i wąskich zakrętów. Mimo tego dojechaliśmy do przełęczy, a po 15 kilometrach za nią, widoczność i warunki znowu zaczęły być całkiem znośne. Tam mogliśmy odetchnąć z ulgą, bo przynajmniej widzieliśmy gdzie jedziemy.
Największym zagrożeniem jakie czaiło się na trasie była oczywiście ekspozycja. Niemniej przy zachowaniu ostrożności nie ma powodu by obawiać się zsunięcia auta. My szczególnie uważaliśmy na opony. Nie uśmiechała nam się zmiana koła na trasie, a o uszkodzenie felgi czy przecięcie opony na drodze do Omalo bardzo łatwo. Z drogi wystają co i rusz ostre kawałki skał i kamieni, także trzeba uważać.
Dojazd do Omalo i pokonanie trasy było głównym punktem naszego wyjazdu, niemniej nie jedynym. Tuszetia zachwyciła nas surowością, dzikością, widokami, kuchnią, gościnnością ludzi tam mieszkających. Wszystko to będziemy opisywać. Jednak przejazd do Omalo pozostawił w nas najwięcej emocji. Rzadko zdarza się aby droga sama w sobie była atrakcją. W przypadku drogi do Omalo tak właśnie jest!
Na filmie poniżej możecie zobaczyć mały przedsmak tego jak wyglądała nasza droga do Omalo. Już wkrótce dłuższa wersja!
2 thoughts on “Gruzja – Omalo #1 – Droga do Omalo”