Ukraina. Co zobaczyć w Kijowie przez 2-3 dni

Od jakiegoś czasu rejony położone na wschód od Bugu jakoś coraz mocniej mnie interesują. Żeby zgłębić temat postanowiłem rozpocząć od najłatwiejszej destynacji – czyli Kijowa. Wybrałem się tam w długi weekend sierpniowy. Jednak tak szczerze mówiąc Kijów był jedynie dodatkiem do dania głównego, którym miała być… i faktycznie była wycieczka do zamkniętej strefy przy elektrowni w Czarnobylu. Ten temat zdecydowanie zasługuje na osobny wpis i taki też się za jakiś czas pojawi.

Wracam jednak do Kijowa, bo to szalenie ciekawe miasto. Dla mnie było to coś na kształt odkrywania prawdziwego oblicza stolicy Ukrainy. Nie chciałem ograniczać się do standardowych turystycznych miejsc – oczywiście odwiedziłem Majdan, przeszedłem się słynną aleją Chreszczatyk, ale bardziej zależało mi na tym, żeby zobaczyć to miasto z trochę innej perspektywy i w jakimś stopniu chyba mi się to udało.

Podróż

Ale od początku. Najłatwiej i najszybciej dostać się do Kijowa Wizz Airem. Bilety nie są przesadnie drogie – ja zapłaciłem około 380 PLN za lot w dwie strony. Wyjazd rozpoczął się na lotnisku Chopina w Warszawie w czwartkowy poranek przy dość słabej pogodzie, na dodatek kiedy wsiadałem do samolotu rozpętała się burza. Jednak od tego momentu było już tylko lepiej. A zatem samolot i kierunek Kijów Żulany. Nie znałem tego lotniska wcześniej. Moje poprzednie wizyty w Kijowie zawsze rozpoczynały się i kończyły na Boryspil – czyli dużym międzynarodowym lotnisku. Jednak szczerze przyznam, że dużo bardziej odpowiadają mi Żulany. Ten port lotniczy jest znacznie mniejszy, ale niedawno hala została odremontowana i wygląda bardzo przyzwoicie. Co prawda z okien samolotu widok nie był budujący bo budynki z zewnątrz wyglądają na takie, które desperacko wymagają remontu, natomiast w środku jest już dużo, dużo lepiej.

Druga o wiele ważniejsza rzecz – każdy kto był na Boryspil wie, że do centrum jest stamtąd… daleko. Z lotniska Żulany do centrum jechałem około 15 minut. Do centrum miasta można dostać się między innymi taksówką – kurs nie powinien kosztować więcej niż 100-150 hrywien – czyli od 15 do 23 złotych. Na początek jest to chyba najlepsza opcja – dość tania i wygodna.

Jak tanio dostać się z lotniska Boryspil do centrum Kijowa

Natomiast z Boryspili, czyli tego większego lotniska w Kijowie, do centrum można dostać się na dwa sposoby. Pierwszy wygodniejszy ale również znacznie droższy – taksówka. Jej koszt to około 20 euro, ważne jest żeby cenę ustalić przed kursem. Jest też opcja budżetowa, którą sprawdziłem podczas ostatniej wizyty w stolicy Ukrainy – autobus, dumnie nazywany SkyBus. Ze „sky” ma on niewiele wspólnego, z „bus” już znacznie więcej. Natomiast muszę, przyznać, że jest to dość wygodny środek transportu i przede wszystkim bardzo, ale to bardzo tani. Bilet do dworca kolejowego w pobliżu stacji metra Vokzalna kosztuje 80 hrywien czyli niewiele więcej niż 10 złotych.

Jak znaleźć autobus? To bardzo proste. Po wyjściu z hali przylotów po prawej stronie jest przystanek autobusowy. Nie sugerujcie się stroną SkyBus – bo autobusy nie zawsze przypominają piękne pojazdy ze zdjęć. Nie szukajcie też za wszelką cenę napisów „SkyBus” na autobusach, raczej rozejrzyjcie się za tabliczką z numerem 322. To właśnie linia, którą powinniście jechać. Autobus najczęściej stoi na przystanku, trzeba do niego wsiąść i czekać. Podobno można kupić bilety w hali przylotów, albo przez internet, ale ja zrobiłem to bezpośrednio w autobusie. Przed odjazdem kierowca rozpoczyna „pielgrzymkę” po autobusie i wówczas można zapłacić za przejazd.

Czas przejazdu autobusem nie różni się bardzo od czasu przejazdu taksówką. Trzeba liczyć około 40 minut. Później już jest łatwo bo ze stacji metra Vokzalna można bez trudu dojechać do samego centrum w kilka minut.

Hotel

Ponieważ wyjazd postanowiłem potraktować jako bardziej budżetowy nie szukałem drogich hoteli, ale z drugiej strony 5 nocy w hostelu też średnio mi się podobało. Potrzebny był mi złoty środek – jak to często bywa, nie da się go znaleźć. Mnie się jednak udało. Znalazłem hotel w samym centrum miasta, może niezbyt prestiżowy, ale za to tani i jak dla mnie idealnie trafiający w potrzeby. Z czystym sumieniem mogę polecić – Mini-hotel Kiev downtown. Hotel dość specyficzny, sama nazwa hotel jest też trochę na wyrost moim zdaniem, ale absolutnie niczego nie mogę mu zarzucić. Na czym polega ta specyficzność… otóż hotel znajduje się na 12 piętrze zwykłego budynku i jest to duże mieszkanie, w którym wydzielono osobne pokoje. Znalezienie hotelu również nie jest łatwe. Nigdzie nie ma żadnego szyldu, żadnej informacji, nic. Jest jedynie adres i… informacje od osób, które były tam wcześniej. Żeby znaleźć wejście trzeba wejść w bramę, która jest około 50 metrów w górę ulicy – wchodzi się jak na parking na podwórku. Następnie po prawej stronie są duże szare drzwi, tam trzeba zadzwonić do Pani, która na dole pilnuje wejścia, następnie windą na 12 piętro i mieszkanie 108. Samemu nie można wejść – trzeba poczekać, aż ktoś otworzy drzwi od wewnątrz. Można poczuć się jak szpieg. W każdym razie hotel jest godny polecenia. Kosztuje niewiele bo około 100 PLN za dobę, a jest w samym centrum, przy dwóch stacjach metra i jak dla mnie był idealnym punktem wypadowym. Po wyjściu z bramy mamy widok na Operę.

Komunikacja

Metro

Gdziekolwiek bym nie był strasznie lubię podróżować transportem publicznym dlatego w Kijowie poza taksówką na i z lotniska przemieszczałem się głównie metrem, marszrutkami i pieszo. Największe wrażenie zrobiło na mnie właśnie metro. Nie da się go porównać do żadnego metra jakim miałem okazję jeździć. To jest dopiero podróż w czasie. Wszystko począwszy od modelu zakupu „biletów” aż po wygląd stacji wygląda tak jakby nie zmieniło się od czasu uruchomienia pierwszej linii w 1960 roku.

Najpierw żeby wejść do metra trzeba zakupić specjalny plastikowy żeton. Kosztuje 5 hrywien – czyli około 75 gorszy.

Po wrzuceniu go do bramki można jeździć dowolnie długo – dopóki nie wyjdziesz z metra możesz jeździć.

Następnie po przejściu bramki są schody ruchome – uogólniam bo stacje wyglądają bardzo podobnie. Wycieczka schodami w dół to jak zjazd do bunkra przeciwatomowego.

Na najgłębszej stacji – Arsenalna – z powierzchni na peron jechałem dobre 5 minut z przesiadką mniej więcej po środku. Takie 5 minut na schodach ruchomych to jak wieczność – jedzie się i jedzie. Przy okazji Arsenalna to najgłębiej położona stacja metra na świecie. Leży na głębokości 105 metrów. Coś niesamowitego.

Większość stacji wykończona jest drewnianymi elementami, schody wyglądają jak niegdyś schody pod trasą W-Z w Warszawie… tyle, że są większe. Są po dwie linie w górę i w dół. Niektórzy – raczej Ci młodsi siadają na nich i spokojnie jadą. Nie widziałem zbyt wielu śmiałków, którzy chcieliby być szybsi i próbowaliby spacerować w górę. Jeśli będziecie w Kijowie to polecam przejażdżkę i odwiedzenie stacji: Arsenalna, Teatralna i Zoloti Vorota. Robią wrażenie.

Marszrutki
Kolejna atrakcja, którą trzeba zaliczyć. Pewnie dla większości przejazd rozklekotanym pojazdem to nic ciekawego, ale dla mnie była to niemalże konieczność. Marszrutki w Kijowie to coś na kształt busów, którymi przemieszczają się mieszkańcy.

Nie są to zwykłe autobusy ale właśnie trochę większe busy. Przejazd kosztuje 6 hrywien bez względu na to jak daleko się jedzie. Płaci się bezpośrednio u kierowcy. Miejsce na zostawienie opłaty za przejazd to dywanik tuż obok siedzenia kierowcy, pieniądze zwyczajnie kładzie się na nim. Można też skorzystać z innej opcji, wsiąść, zająć miejsce a pieniądze podać pasażerowi przed sobą, ten z kolei poda je kolejnemu, aż dotrą tam gdzie powinny. Nie musi to być dokładnie odliczona kwota, bo kierowcy wydają resztę. Pieniądze docierają w obie strony. Nie zauważyłem ani razu aby nie dotarły do celu.

Marszrutki przeważnie są żółte, ale raz na jakiś czas zdarzają się inne kolory. Ich stan techniczny jest różny, te którymi ja się przemieszczałem były w stanie… dramatycznym. Zastanawiałem się jak długo jeszcze pojeżdżą.

Na szczęście wszędzie dotarłem, nic po drodze się nie wydarzyło, także pełen sukces.

Co zobaczyć przez weekend

W samym Kijowie jest dość dużo ciekawych miejsc, natomiast według mnie 2-3 dni spokojnie wystarczą żeby je zobaczyć.

Ja odwiedziłem Majdan, Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, Złotą Bramę – hotel miałem tuż obok więc był to naturalny kierunek. Warto, głównie dla klimatu, przejść się ulicą Andriyivskyy i stamtąd dojść do placu nad Dnieprem.

Pirogovo

Tak szczerze mówiąc – same miasta jakoś średnio do mnie przemawiają, wolę jednak mniej zurbanizowane tereny. I dlatego jeśli miałbym wybierać to zdecydowanie najbardziej do gustu przypadła mi wizyta w podkijowskiej wsi – Pirogovo. Obecnie jest to coś w rodzaju skansenu. Na ogromnym terenie zgromadzono budynki z całego obszaru Ukrainy i robi to niesamowite wrażenie. Mamy, można powiedzieć, mini wioski z praktycznie każdego zakątka kraju. Udało się także znaleźć miejsce na górski klimat – jest kilka drewnianych góralskich chat, jest kościół – można poczuć się faktycznie jak w górach.

Obszar Pirogova jest ogromny dlatego warto wypożyczyć rower, żeby udało się wszystko zobaczyć. Nie ma na to szans na piechotę.

Ceny za wypożyczenie roweru są bardzo przystępne także nawet się nie zastanawiajcie. Zobaczcie jak wygląda Pirogovo na zdjęciach – na żywo jest znacznie lepiej.

Jedynymi minusem jest dostanie się do tego miejsca. Bez samochodu jest ciężko, ale da się. Ja jechałem metrem – trzeba dostać się na ostatnią stację niebieskiej linii czyli „Teremky”. Następnie czeka nas spacer na przystanek – według google maps jest to około 8 minut, ale mnie zeszło się odrobinę dłużej.

Następnie trzeba wejść na wiadukt i na nim na przystanku wsiąść do marszrutki z numerem 496. Google Maps mówią o 12 przystankach, ale nie liczcie na nie, bo marszrutki nie zawsze wszędzie się zatrzymują. Lepiej zapytać kierowcy przy wsiadaniu, a jeśli nie to punktem orientacyjnym może być miejsce, w którym marszrutka zawraca o 180 stopni na trasie szybkiego ruchu.

Pierwszy przystanek, po wykonaniu tego ekstremalnego manewru to właśnie ten do Pirogova. Teraz już tylko około kilometra spaceru i jesteśmy. Uwierzcie mi, naprawdę warto. A tak wyglądają mapki z google maps, którymi ja się posługiwałem. Pod tym linkiem https://goo.gl/maps/5nFXxgfTj8z znajdziecie interaktywną mapę. Daty niekoniecznie będą się zgadzały, ale wszystko inne jest dokładnie tak jak opisałem powyżej.

Jedzenie

Wszędzie gdzie bywam staram się spróbować lokalnych, tradycyjnych dań, nie inaczej było i teraz. W przypadku Ukrainy dania są bardzo podobne jak w Polsce czyli placki ziemniaczane (deruny), pierogi (vareniki) czy barszcz. Smakują mniej więcej tak samo. Natomiast na pewno na długo zapamiętam vareniki serwowane w restauracji ukrytej w przejściu podziemnym pod Majdanem (Ostannya Barikada). Nadzienie z królika i kwaśna śmietana jako dodatek – coś genialnego.

Jeśli chodzi o napoje to jestem wielbicielem uzvaru – ukraińskiego tradycyjnego napoju. To nic innego jak znany u nas kompot z suszu. W Polsce pije się go głównie podczas świąt Bożego Narodzenia, natomiast na Ukrainie jest to codzienność. Drugim napojem, który odkryłem jest… kwas chlebowy. W Polsce jakoś zupełnie mi nie podchodził, za to w Kijowie sprzedaje się go z kegów na ulicy, a odpowiednio zmrożony jest rewelacyjny w gorące dni. Akurat podczas mojego sierpniowego wypadu temperatury przekraczały 30 stopni więc idealnie pasował do klimatu.

Oprócz kuchni ukraińskiej, nie mogłem nie odwiedzić gruzińskich restauracji. Moi znajomi (dzięki!) zadbali o to by wybrać naprawdę dobre miejsca i muszę przyznać, że oczekiwania zostały mocno przebite. Jedzenie serwowane w Chachapuri Restaurant i 99lari jest po prostu obłędne. Z czystym sumieniem, w obu tych miejscach, polecam Chachapuri i Khinkali z dowolnym farszem. Obie restauracje pod kątem cen są bardzo przystępne, natomiast jeśli mielibyście potrzebę udać się do bardziej eleganckiego miejsca to idealnie sprawdzi się Khmeli-Suneli Restaurant. Jest dużo bardziej oficjalnie i z przepychem no i oczywiście znacznie droższe – natomiast jedzenie jest na równie wysokim poziomie.

Z jedzeniowych ciekawostek – po raz pierwszy miałem okazję spróbować miodu, ale takiego bezpośrednio z plastra. Tak – mogłem żuć miód.

W Polsce też można dostać miód w takiej postaci ale to w Kijowie pierwszy raz spróbowałem takiej formy. Jakoś nie miałem oporów, tym bardziej, że cena zdecydowanie zachęcała. Za kawałek, który jest na poniższym zdjęciu zapłaciłem 1.30 PLN.

Samochody

Dla mnie momentami wyjazd do Kijowa był jak wycieczka w czasie, a to za sprawą motoryzacji.

Na ulicach mnóstwo jest Lanosów, które były bardzo popularne na naszych drogach na początku wieku. Oczywiście jest też bardzo dużo samochodów, których wiek nie przekracza 5-8 lat, ale dla mnie najciekawsze było odnajdywanie, starych aut, których próżno szukać u nas. Tak oto powstała ta mini galeria motoryzacyjna z ulic Kijowa.

Podsumowanie

Ogólnie Kijów po pierwszych 2 dniach jawił mi się jako miasto Cerkwi i czołgów. Natomiast wraz z upływem czasu zmieniałem zdanie. Mnóstwo zieleni, parków, klimatyczne metro, żyjąca do późnych godzin ulica Chreszczatyk, bary, restauracje i mieszający się na ulicach przepych i elegancja z biedą sprawia, że jest to miasto o wielu obliczach. Obecnie jest to jedno z moich ulubionych miejsc w Europie. I każdemu polecam aby wybrał się na kilka dni i sam wyrobił sobie zdanie na temat stolicy Ukrainy.

Standardowo też wrzucam koszty mojej wycieczki:
Bilety lotnicze – 380 PLN (WizzAir)
Hotel – 511 PLN (5 nocy)
Łącznie: 891 PLN + wydatki na miejscu

1 thought on “Ukraina. Co zobaczyć w Kijowie przez 2-3 dni

Comments are closed.